Dzisiaj obłędnie pastelowe pudełeczko, które uświadomiło mi, że naprawdę lubię takie klimaty. Delikatne, dziewczęce, a może nawet dziecięce. Ba, nawet na pewno, bo toż to ze mnie wciąż dziecko. Wielki, rozwydrzony bachor*.
Przyznam się Wam moi drodzy, że o ile 99,99% moich prac mi samej nie przypada do gustu i mam ochotę je wywalić, tak z tej pracy jestem względnie zadowolona. Cud. Prawdziwy cud. Zaczynam się zatem martwić, czy przypadkiem nie szwankują moje chore ambicje, które powinny wpoić memu mózgowi niezadowolenie. Bo dążąc do perfekcji nigdy nie jest się zadowolonym. A ja niemalże jestem.
No właśnie, niemalże. Bo ja, jak to ja, musiałam coś odwalić. Praca bez błędu pracą straconą. Tym razem także wyszedł pewien mankament, ale nie, nie powiem Wam. Nie tym razem. Zamykam swoje krytyczne oko.
Btw, pamiętacie jak wstawiałam na bloga niegotowe zdjęcia ślubnego kuferka <o tutaj>? Ostatecznie wyglądał on właśnie jak ta praca- serduszko na środku i wszystko gra.
Czas napisać o tym poemat.
*na potwierdzenie moich słów-sytuacja autentyk, wczoraj u lekarza:
-Siadaj dziecko, ile masz lat?
-20...
-?
Ponoć wyglądam na 13...