Gorące powietrze na zewnątrz rozleniwia, sprawiając, że zasypiam nad kartkami książki. A może to po prostu deficyt snu po roku studiowania upomina się o jego wyrównanie...Albo idealny błękit nieba uspokaja mnie tak bardzo?
W każdym razie, ambitny plan przeczytania 5 tomów "Nocy i dni" w tydzień skończył się na tym, że przez 3 dni przeczytałam 35 stron.
Cytując jakąś zacną reklamę telewizyjną- brawo ja.*
Nie bez znaczenia jest również awersja do słowa pisanego, jakiej nabawiłam się przez zeszły tydzień. Ilość stron, które musiałam pochłonąć w 3 dni doprowadziła do tego, że nie mogę patrzeć na książki.
Skupienie równe 0, 100% zmęczenie. Lubię matematykę, ale żeby moje życie składało się z cyfr? Nie spodziewałabym się tego. Ale ok, wlazłam w to bagno, to podsumowujmy dalej. Statystyki są nieubłagane.
Mniej więcej od pół roku nie miałam aparatu w ręce. Od 9 miesięcy nie stworzyłam żadnej pracy. Ostatni post, hm... 5 miesięcy temu? Kreatywność?
Brak.
No cóż, czasem trzeba rozliczyć się z samym sobą. Brutalne, ale prawdziwe.
Na szczęście w końcu nadeszła chwila wolnego. Moment, gdy mogę odpocząć i nadrobić wszelakie zaległości. I chociaż nie chce mi się nic robić, oprócz spania i jedzenia, to jednak postaram się wykrzesać z siebie odrobinę siły.
Pisanie tego posta, przyznam się Wam, jest dla mnie cholernie trudne. Może powinnam odczekać trochę czasu, aż wrócą mi siły do bardziej skomplikowanych czynności niż wymienione powyżej... Jednak wiem z doświadczenia, że odkładanie czegoś może ciągnąć się w nieskończoność, dlatego postanowiłam kuć żelazo, póki gorące i pisać. Wiemy wszyscy, że powroty są trudne. A może rozstania? Mniejsza o większość, w końcu żeby powrócić, trzeba się rozstać, logiczne (wspominałam o zerowym skupieniu?).
Napisać posta po tak długiej przerwie nie należy do zadań łatwych. W głowie miliony myśli, a tylko 2 ręce i 1 klawiatura by to wszystko przekazać. Zastanawiałam się długo, o czym napisać. Aż w końcu dałam się ponieść potokowi słów, który ze mnie wypłynął. A kwintesencją tego wszystkiego jest ten post, będący swego rodzaju spowiedzią przed czytelnikami. I rozgrzeszaniem się przed samą sobą jednocześnie. Bo zbrakło mi czasu na pasje.
Mam wrażenie, że wszystko to zaczyna brzmieć nieco zbyt poważnie i nabiera pożegnalnego wyrazu, dlatego przestaję już smęcić. Jak zwykle wakacje=odpoczynek=samorozwój, w związku z czym mam nadzieję, że efektami moich wysiłków uda mi się podzielić na blogu.
Tymczasem zmykam i pozdrawiam wszystkich czytelników, którzy dotrwali do dzisiejszego posta ;)
*Keep calm, nie mamy tu do czynienia z lokowaniem produktu, nie jestem jeszcze na tyle sławna, by proponowano mi współpracę.