Pomyślałam sobie- dobra, niech będzie, napiszę posta. I tak zrobiłam sobie dzisiaj dzień wolny, totalne odmóżdżenie czy jak tam to nazwać. Zwyciężyła we mnie potrzeba nicnierobienia, a moim maksymalnym wysiłkiem było dzisiaj przechodzenie z łóżka na kanapę. I na odwrót. Cały dzień chodzę zaspana mimo wypitej kawy (a ja z reguły nie piję kawy, więc to był wyczyn). Tylko że już mam wyrzuty sumienia, że zmarnowałam cały dzień, nie zrobiłam kompletnie nic (i wcale nie przesadzam), więc rezultat tego dnia wolnego jest chyba odwrotny niż zamierzałam. Odpoczęłam fizycznie, ale nie psychicznie. A tak miło byłoby uwolnić swój mózg od stresu....
Ale z drugiej strony byłam totalnie wypompowana i zbrakło mi dzisiaj motywacji do działania, więc...
Po prostu- nic mi się nie chce. Chyba każdego łapie czasem ten stan? (proszę powiedzcie, że tak; muszę mieć przynajmniej świadomość, że nie jestem w tym osamotniona).
A jako tło do tych niezwykle fascynujących refleksji na temat życia- zdjęcia zrobione jakiś czas temu ale do tej pory przez mnie nie publikowane z przyczyn bliżej nieznanych. A właściwie znanych, ale who cares.